Przejdź do głównej zawartości

20.03.2024

    

     Kobiety mają bardzo ciężki żywot w Dilla. Na naszej placówce pracują głównie kobiety. Siostry wolą je zatrudniać bo wiedzą, że zarobione przez nie pieniądze będą przeznaczone na utrzymanie domu i dzieci (mężczyźni są skłonni wydawać je na własne potrzeby). Nie chcę nikogo krzywdzić, może nie mam racji, ale z tego co słyszę i widzę to kobiety są matkami i ojcami w jednym. To one zajmują się domem, zarabiają na jego utrzymanie i jeszcze wychowują dzieci. W wielu domach nie ma ojca bo umarł bardzo młodo (bardzo często powodem śmierci było zażywanie narkotyku, tzw. czadu) albo odszedł do innej kobiety. Z kolei ci co są w domu, bardzo często nie czują za niego odpowiedzialności: ani za dom, ani za dzieci i żonę. Nie czują obowiązku utrzymania rodziny i zajmowania się dziećmi, mają pretensje, że kobieta prosi ich o pieniądze na jedzenie. Wielu z nich pije najtańszy alkohol i stosuje przemoc wobec żony. Nie wiem jak jest we wszystkich domach, ale z tego co słyszę to prości mężczyźni z etiopską mentalnością nie traktują swoich żon w dobry sposób. Nie rozumieją tego, że ich wartość jest taka sama jak kobiety. Tyle tylko, że mają większą siłę fizyczną, którą dostali od Boga nie po to, żeby wykorzystywać ją przeciwko słabszym fizycznie żonom albo dzieciom, tylko po to, żeby ich bronić, kiedy zajdzie taka potrzeba. Rozmawiając z kobietami z naszej placówki można zauważyć, że nie mówią o swoich mężach za dobrze, kochają ich, opiekują się nimi, ale nie mają z nimi łatwego życia. Podobno inaczej jest jak mężczyzna jest wykształcony, wtedy oczy im się bardziej otwierają. W Etiopii panuje znacznie większa przemoc niż u nas w Polsce. Codziennie chodzę do przedszkola i co niektóre dzieci zachowują się tak, jakby szykowały się na front bojowy. Prawie każdy najpierw uderzy, wyrwie, kopnie, a potem odejdzie. Widzę, że chłopcy czasem tak samo mocno biją dziewczynki jak chłopców. Co najgorsze jak im mówisz, że nie mają prawa uderzyć dziewczynki, tylko pójść z problemem do pani, to nie rozumieją o co mi chodzi. Chłopcy nie mają wpajanego od małego szacunku do kobiet, że to one mają pierwsze wchodzić do sali, że to oni mają dźwigać coś cięższego, że to oni jako chłopcy mają ich bronić. Ciężko się na to patrzy. Dziwiło mnie to dlaczego tak jest w społeczeństwie, w którym dzieci wychowywane są głównie przez kobiety. Wydawało mi się, że skoro to one poświęcają im czas to powinny uczyć swoich synów, wnuczków czy uczniów tego, żeby nie bili, żeby nosili cięższe rzeczy od dziewczynek, żeby im pomagali w domu. Dziwi mnie też to, że chłopcy, którzy widzą przemoc w domu, jak ich tata bije mamę, którą tak kochają, w dorosłym życiu robią to samo swoim żonom. Nie jestem psychologiem, nie mam żadnej wiedzy jak to, co przeżyliśmy w dzieciństwie wpływa na nasze zachowanie w dorosłym życiu. Zdaje sobie też sprawę, że w Etiopii dodatkowo dochodzi bardzo zła sytuacja materialna ludzi, ale z mojej perspektywy jest to proste, żeby od małego wpajać swojemu synowi, wnuczkowi, czy uczniowi że ma szanować kobiety, ale ja jestem z Polski. Dla mnie to naturalne, że chłopiec musi szanować dziewczynki, że przemoc w domu jest niedopuszczalna, że ja jako kobieta mam tyle samo do powiedzenia co mężczyzna. Większość kobiet tutaj tak nie ma. Nie mają w głowie wpojonego tego co ja. Jest to temat, o którym można byłoby pisać i pisać. Ja jako wolontariuszka rozmawiając z pracownikami naszego collegu, z niektórymi stróżami naszej placówki, z naszymi ojcami salezjanami czy braćmi, nie czuję żadnej różnicy pomiędzy nimi, a mężczyznami w Polsce w tym jak mnie traktują. Z kolei wychodząc na ulicę różnica jest ogromna. Dlatego praktycznie nie wychodzę poza teren naszej placówki. Podziwiam te kobiety co tu żyją, są niesamowicie silne. Do Dilla przyjechałam na sześć miesięcy, zdążyłam już pokochać moich chłopców. Widzę jak bardzo mają dobre serduszka, jak bardzo są wrażliwi i jak bardzo potrzebują miłości. Kiedy jestem z nimi sama nie widzę żadnej różnicy pomiędzy ich zachowaniem, a zachowaniem moich młodszych kuzynów. Staram się im tłumaczyć, że chłopcy powinni bronić dziewczynek, pomagać im i traktować je z szacunkiem, ale niedługo wyjadę. Otoczenie, w którym dorastają chłopcy przyzwala im na to, żeby w dorosłym życiu w niedobry sposób traktować kobiety. Pozostaje mi więc modlitwa i ufność Panu Bogu, że moje dziewczynki, w dorosłym życiu nie będą krzywdzone przez swoich mężów, tylko przez nich kochane, a moi chłopcy wyrosną na mężczyzn, którzy bronią, pomagają i szanują kobiety, a zwłaszcza swoje przyszłe żony.



Popularne posty z tego bloga

26.02.2024

       Już coraz bardziej zbliżam się do końca mojego pobytu w Dilla, pozostało mi jedynie sześć tygodni. Nie jest tu tak ciężko jak myślałam. Wydawało mi się, że będzie znacznie gorzej. Co prawda na początku wpadałam w panikę, że mam wszy albo inne pociechy na ciele, ale już mi przeszło. Robaków cały czas nie chciałabym mieć, ale jak widzę je u moich dzieci, to w nocy nie budzę się już z przerażenia, że coś po mnie chodzi. Nie boję się też tego, co przed wyjazdem najbardziej mnie stresowało, że sobie nie poradzę i będę bezużyteczna. Ze wszystkim sobie radzę, nawet bardzo dobrze bym powiedziała. Nigdy nikogo niczego nie uczyłam, a tutaj dzieci ode mnie bardzo szybko wszystko łapią i cieszę się, jak z dnia na dzień coraz lepiej sobie radzą z angielskim i matematyką. Jestem z nich dumna i mimo moich krzyków na moje aniołki, coraz bardziej się do nich przywiązuje. Panuje tu dość duża bieda, dzieci chodzą brudne, głodne i mają pasożyty na ciele, ale sama tego wszystkiego...

07.12.2023

  Nasza siostra Helena bardzo chciała pojechać do ambasady, aby świętować w listopadzie dzień odzyskania przez Polskę niepodległości. Do Etiopii przyjechałam trzeciego listopada, bankiet miał się odbyć szesnastego. Przez te dwa tygodnie koncepcje zmieniały się parę razy, wtedy to mnie jeszcze bawiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam, że tutaj nie ma co planować, bo zawsze i tak wyjdzie inaczej. Nie ma się co nastawiać, ani absolutnie denerwować, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo planu tutaj po prostu nie ma. Tak więc po paru dniach mojego pobytu w Dilla, dowiedziałyśmy się, że siostra wyjeżdża do innej placówki i niewiadomo na jak długo. Z wiązku z tym z wielkim smutkiem siostra stwierdziła, że chyba niestety nie pojedziemy do ambasady (ale po jej twarzy widziałam, że jeszcze się nie poddaje). Po paru dniach kiedy siostra wyjechała, dowiedziałyśmy się, że niedługo jednak do nas wraca. Tak jak przypuszczałam siostra miała nowy plan, pojedziemy ją odebrać do Gubre, a potem prosto...