Przejdź do głównej zawartości

20.11.2023 - 2


    Lot był przyjemny i zleciał mi bardzo szybko. Tak jak lotnisko Chopina w Warszawie wydawało mi się, że nie było, to znacznie większe lotnisko Heathrow w Londynie było dla mnie bardzo intuicyjne (ani przez chwilę nie zastanawiałam się jak iść), z kolei lotnisko w Addis Abeba to jeden wielki labirynt fauna. Zgubiłam się już po pierwszej kontroli bezpieczeństwa. Naprawdę nie wiedziałam gdzie mam iść, przechodząc pierwszą kontrole, szłam za ludźmi po schodach do góry, jedyny logiczny dla mnie kierunek. Napisałam tylko do siostry Heleny, że już jestem, że mogą już wysiąść z auta (na lotnisko nie wpuszczają tak po prostu, siostra Helena z Olesią miały czekać na mnie przed wejściem), kiedy podniosłam wzrok nikogo znajomego  nie widziałam. Podeszłam w trzy różne miejsca, wszyscy mówili, że mam z powrotem zejść na dół, ale na dole z jednej strony odprawy wyszłam. Bez sensu miałam tam znowu wchodzić, a po drugiej stronie była taka sama kontrola, ale jakby z innego samolotu. Było to dla mnie bardzo nielogiczne. Podeszłam w końcu do pani, która sprzątała i spytałam ją raz jeszcze jak trafić na sam dół, a ona pokazuje mi, że przez bramki, ale przez te bramki w przeciwną stronę w którą ja chciałam iść przechodzili ludzie bez butów. Ich podręczne bagaże były prześwietlane, a oni sami przechodzili przez skanery, a cały proces kontrolowany był przez pracowników lotniska. Patrzałam na tą panią i na te bramki, a moja twarz wyglądała jakby ktoś mi tłumaczył jak działa silnik samochodu. Kobieta zirytowana, ale w taki miły sposób aż mnie klepnęła (średnio-mocno bym powiedziała), wzięła za rękę i pod prąd przeprowadziła przez całą tą kontrolę. Panowie spytali się gdzie idę, a my razem z moją wybawczynią na raz pokazałyśmy, że na dół. Ci wzruszyli ramionami, uśmiechając się bez żadnych pytań lub sprawdzenia bagażu, nie protestując pozwolili mi przejść pod prąd. Tak znalazłam się przy celnikach, podeszłam do dobrego okienka, dałam wizę, paszport. Pan celnik spytał się gdzie jadę, ja na to że nie wiem, ale do sióstr salezjanek, gdzieś tam w mojej teczuszce znalazłam na małej karteczce adres, który zapisała mi jeszcze w Warszawie Asia (moja opiekunka z SOMu). Pan celnik bardzo miły, przepuścił mnie, ale ja wciąż nie wiedziałam co dzieje się z moim dużym bagażem. Wydawało mi się, że wszyscy już go pewnie odebrali i w ogóle nie wiedziałam gdzie mam iść, żeby go odebrać. Moimi obawami i przemyśleniami podzieliłam się z panem celnikiem. Na to on uśmiechnięty powiedział, że mam się kierować na wyjście ósme, ale jak zeszłam ze schodów na ekranie przy ósemce w cale nie było napisane London Heathrow, tylko jakieś inne lotnisko, więc znowu byłam zdezorientowana. Niewykluczone, wręcz bardzo możliwe, że mam bardzo wyraźną mimikę twarzy bo zaraz podeszła do mnie jakaś pani z obsługi. Nawet nie zdążyłam zacząć tłumaczyć, a mój bardzo miły pan celnik z góry krzyczał do niej ósemka. Wtedy zrozumiałam, że nie warto wierzyć w Etiopii temu co jest napisane na ekranach tylko to co mówią ci ludzie. Przy stanowisku ósmym stały znajome mi twarze z mojego lotu, wszyscy jeszcze czekali na walizki.

Ja przyszłam i od razu moje walizki się pojawiły, nie czekałam nawet dwóch minut. Jestem pewna, że to dlatego, że moja kochana Ania (bratnia dusza z pracy), modliła się żeby z moim bagażem nie było problemów, no i nie było. Wzięłam bagaż z linii i uwaga, tym razem ja komuś pomogłam, pewien anglik spytał się czy tutaj są bagaże nadane w London Heathrow, a ja z wielką pewnością odpowiedziałam, że tak. Tak więc pchając dwie 24 kg walizki niosąc 9 kg bagaż podręczny i opakowanie na laptopa, w środku którego były same kartki dla dzieci bez laptopa (celnicy, jak za każdym razem otwierałam pokrowiec w ogóle tym faktem nie byli zdziwieni), szłam w stronę wyjścia. Mama w Polsce mówiła weź wózek, bez niego nie dasz rady. Tata mówił jak nie będzie wózka jedną walizkę musisz ciągnąć bo ma dwa kółka, ale drugą możesz pchać bo ma cztery i będzie ci łatwiej. To ja ani nie wzięłam wózka (a były), ani nie posłuchałam się taty i obie walizki ciągnęłam. Tak jak w Polsce ledwo pchałam jedną, to tak teraz ja w Etiopii przy tej całej adrenalinie dawałam radę z czterema bagażami. Byłam mega silna, ale znowu podszedł do mnie pan. Spytał się czemu nie wezmę wózka, na to ja, że już wolę sama wziąć walizki niż szukać wózka i zastanawiać się jak tu najlepiej ułożyć na nim mój bagaż, a wyjście jest już blisko. Na to on zawołał kogoś, ten ktoś przyszedł z wózkiem i sami ułożyli mi walizki, okazało się, że trzeba przejść przez jeszcze jedne skaner, ja chciałam wyjść bez tego. Sami wzięli mi walizki położyli na linie, sprawdzanie bagażu podręcznego już mi darowali, walizki z powrotem odłożyli na wózek, bomby jak się okazało w nich nie było. Takim sposobem byłam już wolna i czekałam przy wyjściu na odpowiedź siostry Heleny, że już czekają. Po 15 minutach cały czas nie odpisała, nie wiedziałam co mam robić więc sobie usiadłam i siedziałam. Nagle patrzę, siostra Helena z Olesią - bardzo łatwo było je rozpoznać bo dosyć wyróżniały się w tłumie. Nie wiem jak długo ja siedziałam przy wyjściu z lotniska po jednej stronie, a one stały przed lotniskiem po drugiej stronie. Jedno było pewne jesteśmy już razem, czułam się  bezpiecznie, a w Afryce nie jest tak, że z kimś się umówisz i tak będzie, po prostu szykujesz się w swoim tempie, wychodzisz i jakoś to będzie :).

Popularne posty z tego bloga

20.03.2024

             Kobiety mają bardzo ciężki żywot w Dilla. Na naszej placówce pracują głównie kobiety. Siostry wolą je zatrudniać bo wiedzą, że zarobione przez nie pieniądze będą przeznaczone na utrzymanie domu i dzieci (mężczyźni są skłonni wydawać je na własne potrzeby). Nie chcę nikogo krzywdzić, może nie mam racji, ale z tego co słyszę i widzę to kobiety są matkami i ojcami w jednym. To one zajmują się domem, zarabiają na jego utrzymanie i jeszcze wychowują dzieci. W wielu domach nie ma ojca bo umarł bardzo młodo (bardzo często powodem śmierci było zażywanie narkotyku, tzw. czadu) albo odszedł do innej kobiety. Z kolei ci co są w domu, bardzo często nie czują za niego odpowiedzialności: ani za dom, ani za dzieci i żonę. Nie czują obowiązku utrzymania rodziny i zajmowania się dziećmi, mają pretensje, że kobieta prosi ich o pieniądze na jedzenie. Wielu z nich pije najtańszy alkohol i stosuje przemoc wobec żony. Nie wiem jak jest we wszystkich domach...

26.02.2024

       Już coraz bardziej zbliżam się do końca mojego pobytu w Dilla, pozostało mi jedynie sześć tygodni. Nie jest tu tak ciężko jak myślałam. Wydawało mi się, że będzie znacznie gorzej. Co prawda na początku wpadałam w panikę, że mam wszy albo inne pociechy na ciele, ale już mi przeszło. Robaków cały czas nie chciałabym mieć, ale jak widzę je u moich dzieci, to w nocy nie budzę się już z przerażenia, że coś po mnie chodzi. Nie boję się też tego, co przed wyjazdem najbardziej mnie stresowało, że sobie nie poradzę i będę bezużyteczna. Ze wszystkim sobie radzę, nawet bardzo dobrze bym powiedziała. Nigdy nikogo niczego nie uczyłam, a tutaj dzieci ode mnie bardzo szybko wszystko łapią i cieszę się, jak z dnia na dzień coraz lepiej sobie radzą z angielskim i matematyką. Jestem z nich dumna i mimo moich krzyków na moje aniołki, coraz bardziej się do nich przywiązuje. Panuje tu dość duża bieda, dzieci chodzą brudne, głodne i mają pasożyty na ciele, ale sama tego wszystkiego...

07.12.2023

  Nasza siostra Helena bardzo chciała pojechać do ambasady, aby świętować w listopadzie dzień odzyskania przez Polskę niepodległości. Do Etiopii przyjechałam trzeciego listopada, bankiet miał się odbyć szesnastego. Przez te dwa tygodnie koncepcje zmieniały się parę razy, wtedy to mnie jeszcze bawiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam, że tutaj nie ma co planować, bo zawsze i tak wyjdzie inaczej. Nie ma się co nastawiać, ani absolutnie denerwować, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo planu tutaj po prostu nie ma. Tak więc po paru dniach mojego pobytu w Dilla, dowiedziałyśmy się, że siostra wyjeżdża do innej placówki i niewiadomo na jak długo. Z wiązku z tym z wielkim smutkiem siostra stwierdziła, że chyba niestety nie pojedziemy do ambasady (ale po jej twarzy widziałam, że jeszcze się nie poddaje). Po paru dniach kiedy siostra wyjechała, dowiedziałyśmy się, że niedługo jednak do nas wraca. Tak jak przypuszczałam siostra miała nowy plan, pojedziemy ją odebrać do Gubre, a potem prosto...