Przejdź do głównej zawartości

20.11.2023 - 4

 

Jestem chora, nie jakoś bardzo bo jestem w stanie pisać, ale jednak nie mam siły ani biegać z dziećmi, ani pracować w ogrodzie, ani nawet dawać lekcji mojej Meheret, która również jest chora, może nawet na to samo co ja. Do południa chwilkę pomagałam naszej ukochanej siostrze Helenie z adopcją na odległość i wspólnie zrobiłyśmy ciasto dla przełożonej, która wróciła po 5 – tygodniowym pobycie we Włoszech. Ale od obiadu do wieczora na polecenie siostry Heleny cały czas spałam. Siostra Helena, Olesia, Karo i Kora bardzo się mną opiekują i wiem, że się martwią. Ta moja choroba to druga trudność, którą odczuwam w Etiopii. Pierwsza to strach przed robakami na moim ciele. Jest to straszne, ale naprawdę najbardziej na początku przerażało mnie, że złapie coś od dzieciaków. Dzieciaki są cudowne, mam cały czas ochotę je przytulać i wycałować je wszystkie, ale niestety cały czas się boję. 


Chodzi mi tu o najbiedniejsze dzieci, czyli te które przychodzą do feeding center (miejsce, gdzie rozdajemy około 400 posiłków najbiedniejszym dzieciom ) oraz oratorium. Boli mnie to bo widzę jak bardzo chcą być blisko mnie, czuję jak ja bardzo chciałabym być blisko nich, ale mój lęk jest na razie silniejszy. Przytulam je, trzymam je za rękę, daje się dotykać po włosach, wydaje mi się, że nie czują odrzucenia ode mnie, ale to wciąż nie jest takie prawdziwe przytulenie, takie które chciałabym im dać. Przed każdym spotkaniem (chociaż w ten weeknd, zapomniałam, więc to dobry znak na pokonanie mojej obsesji ;) ) spryskuje włosy środkiem odstraszającym na wszy, związuję włosy gumką również nasączoną jakimś preparatem, odstraszającym, a po spotkaniu od razu idę się wykąpać, wszystkie ubrania włącznie z bielizną od razu piorę, bardzo często myję ręce, a raz w tygodniu generalnie sprzątam cały swój pokój z łazienką. Przez pierwsze noce kilkakrotnie się budziłam i sprawdzałam swoje ciało bo cały czas wydawało mi się, że coś po mnie chodzi. Na zdjęciach tego, aż tak nie widać, ale dzieci naprawdę są tu brudne i zaniedbane - szczególnie te żyjące na ulicy. Ubrań i butów brakuje, a jak są to bardzo rzadko prane i często z dziurami, a buty – lekko mówiąc w stanie ciężkim – w Polsce nadające się do pracy na działce w ogrodzie, choć i też nie zawsze.

Bardzo rozczulił mnie jeden chłopiec na Mszy Świętej. Dzieci w kościele siedzą głównie w pierwszych ławkach obok siebie, ja z Olesią zaraz za nimi. W trakcie Modlitwy Eucharystycznej dzieci cały czas klęczą na ziemi z głową położoną na posadzce. W Polsce jest troszkę inaczej, dzieci są bardziej rozkojarzone i raczej nie rozróżniają kolejnych etapów Eucharystii, często ze sobą rozmawiają, albo się bawią – jak to dzieci. Zawsze wydawało mi się, że to normalne, a zrozumienie przyjdzie z czasem, ale tutaj jest inaczej. Dzieci siedzą skupione, czasem odwracają się w naszą stronę (moją i Olesi) z zaciekawieniem bo jesteśmy inne, ale raczej w trakcie 2,5 godzinnej Eucharystii siedzą spokojnie. Wracając do chłopca, był on na boso, a na spodenkach miał bardzo dużo dziur. Łzy mi leciały jak widziałam to bardzo szczupłe dziecko bez butów, które z taką powagą, taką ciężko do określenia uległością oddawał cześć Naszemu Ojcu. Widząc to wiedziałam, że moc modlitwy tego dziecka jest nie do opisania. Ile łask to dziecko wybłagało przez to jedne uklęknięcie u Boga to tylko On wie, a ono też się kiedyś o tym dowie.

Drugą moją trudnością, którą odczuwam teraz jest smutek związany z tym, że czuję się bezużyteczna. Nie mamy internetu, ale z jednej strony bardzo się z tego cieszę, jak przechodzę obok rutera i widzę czerwone światełko to czuje ulgę i wolność ( i z automatu się uśmiecham hihihihihi). Mam ostatnio ogromną ochotę na czytanie Pisma Świętego, a teraz także na pisanie. Chociaż nie cierpię pisać, wręcz nienawidzę, a jednak jakoś dzisiejszego wieczora lekko mi to idzie. Więc po różańcu jak troszkę popisałam, psychicznie czułam się lepiej, że coś zrobiłam, ale wciąż jest mi przykro, że jestem bezużyteczna dla wspólnoty. Jestem tu niecałe trzy tygodnie, a już jestem chora, uczyć dzieci w klasie jeszcze też nie zaczęłam, miałam jedną lekcję w piątek, a tak to pomagam jedynie nauczycielkom. Teraz nawet tego nie robię i pomimo tego, że ani siostra Helena, ani moje kochane dziewczyny nie dają mi tego odczuć to czuję się bardziej ciężarem, niż żebym tu coś pomagała. Tak sobie rozmawiam z Panem Bogiem, że tak ma teraz być, że to też jest jakiś krzyż, jak się to ofiaruje to nawet to moje leżenie będzie miało jakiś sens. Chora nie chce być, ale nie mam na to wpływu, staram się wyzdrowieć, ale będzie jak będzie. Na razie jest mi trochę smutno, trochę wstyd, ale jakoś trzeba sobie poradzić. Mogę chociaż pisać, czytać Pismo Święte i może w pokoju porobię coś z ,,Adopcją na Odległość”, jak będę już zmęczona tym spaniem.

PS Dziwne w Polsce jak jestem chora to nigdy nic nie jem, nie mam w ogóle apetytu, a tutaj na odwrót jadłabym i jadła.

Popularne posty z tego bloga

20.03.2024

             Kobiety mają bardzo ciężki żywot w Dilla. Na naszej placówce pracują głównie kobiety. Siostry wolą je zatrudniać bo wiedzą, że zarobione przez nie pieniądze będą przeznaczone na utrzymanie domu i dzieci (mężczyźni są skłonni wydawać je na własne potrzeby). Nie chcę nikogo krzywdzić, może nie mam racji, ale z tego co słyszę i widzę to kobiety są matkami i ojcami w jednym. To one zajmują się domem, zarabiają na jego utrzymanie i jeszcze wychowują dzieci. W wielu domach nie ma ojca bo umarł bardzo młodo (bardzo często powodem śmierci było zażywanie narkotyku, tzw. czadu) albo odszedł do innej kobiety. Z kolei ci co są w domu, bardzo często nie czują za niego odpowiedzialności: ani za dom, ani za dzieci i żonę. Nie czują obowiązku utrzymania rodziny i zajmowania się dziećmi, mają pretensje, że kobieta prosi ich o pieniądze na jedzenie. Wielu z nich pije najtańszy alkohol i stosuje przemoc wobec żony. Nie wiem jak jest we wszystkich domach...

26.02.2024

       Już coraz bardziej zbliżam się do końca mojego pobytu w Dilla, pozostało mi jedynie sześć tygodni. Nie jest tu tak ciężko jak myślałam. Wydawało mi się, że będzie znacznie gorzej. Co prawda na początku wpadałam w panikę, że mam wszy albo inne pociechy na ciele, ale już mi przeszło. Robaków cały czas nie chciałabym mieć, ale jak widzę je u moich dzieci, to w nocy nie budzę się już z przerażenia, że coś po mnie chodzi. Nie boję się też tego, co przed wyjazdem najbardziej mnie stresowało, że sobie nie poradzę i będę bezużyteczna. Ze wszystkim sobie radzę, nawet bardzo dobrze bym powiedziała. Nigdy nikogo niczego nie uczyłam, a tutaj dzieci ode mnie bardzo szybko wszystko łapią i cieszę się, jak z dnia na dzień coraz lepiej sobie radzą z angielskim i matematyką. Jestem z nich dumna i mimo moich krzyków na moje aniołki, coraz bardziej się do nich przywiązuje. Panuje tu dość duża bieda, dzieci chodzą brudne, głodne i mają pasożyty na ciele, ale sama tego wszystkiego...

07.12.2023

  Nasza siostra Helena bardzo chciała pojechać do ambasady, aby świętować w listopadzie dzień odzyskania przez Polskę niepodległości. Do Etiopii przyjechałam trzeciego listopada, bankiet miał się odbyć szesnastego. Przez te dwa tygodnie koncepcje zmieniały się parę razy, wtedy to mnie jeszcze bawiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam, że tutaj nie ma co planować, bo zawsze i tak wyjdzie inaczej. Nie ma się co nastawiać, ani absolutnie denerwować, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo planu tutaj po prostu nie ma. Tak więc po paru dniach mojego pobytu w Dilla, dowiedziałyśmy się, że siostra wyjeżdża do innej placówki i niewiadomo na jak długo. Z wiązku z tym z wielkim smutkiem siostra stwierdziła, że chyba niestety nie pojedziemy do ambasady (ale po jej twarzy widziałam, że jeszcze się nie poddaje). Po paru dniach kiedy siostra wyjechała, dowiedziałyśmy się, że niedługo jednak do nas wraca. Tak jak przypuszczałam siostra miała nowy plan, pojedziemy ją odebrać do Gubre, a potem prosto...