Przejdź do głównej zawartości

26.11.2023

    Cały ten tydzień spędziłam z siostrą Heleną, która jak to mówiła - pracować nie może bo cały czas jej przeszkadzam. Siostra pracować nie mogła, ale ja dowiedziałam się bardzo wielu ciekawych rzeczy i nauczyłam się sprzątać siuśki po krówce. Siostry mają pare zwierzątek w swoim ogródku, są kurki, kogut, kotka z dziećmi, czasem przychodzi jakiś piesek, komary, jaszczurki, la cucarache, które bardzo lubią przemieszczać się pomiędzy naszymi pokojami, a w nocy ich ulubionym zajęciem jest siadadanie nam na twarzy jak śpimy, pająki (nie jakieś tragicznie duże, ale jednak afrykańskie więc strasznieszje niż te nasze oswojone w Polsce), pszczóły, mrówki, mrówki, mrówki (które wciąż uczymy, żeby nie wchodziły na stół jak jemy, ale nie za bardzo chcą się słuchać) no i pare miesięcy temu miały też krówkę. Podobno była cudowowna i zaprzyjaźniła się bardzo z Karo. Od czasu kiedy krówki już z nami nie ma, Karo została wegetarianką. Na placówce jemy głównie warzywa, owoce z naszego ogródka, bułki z naszej piekarni, miód od naszych pszczółek, makaron, masło orzechowe, dżem ze sklepu i czasem mięso. Naprawdę jedzenie bardzo mi tutaj smakuje i niczego mi nie brakuje. Raz na jakiś czas przychodzi pan z małym źrebaczkiem i próbuje negocjować z siostrą Heleną warunki jego sprzedaży.

Niestety źrebiątko z nami nie zostało, ale jego siuśki już tak i to przed samym biurem naszej ekonomki. Siostra nawet się nie zdenerwowała (ja bym jednak była lekko mówiąc poirytowana, jakbym widziała, że właściciel źrebiątka nawet nie kwapił się, żeby po swoim zwierzątku posprzątać), po prostu wstała i zaczęła sprzątać, na co ja postanowiłam, że ją w tym wyręcze. Siostra przystała na moją prośbę, ale po chwili obserwacji zmieniła zdanie. Miałam posprzątać następnym razem, a teraz miałam popatrzeć jak to się robi.

    Siostra pochodzi z podlasia jest córką farmera potocznie w Polsce zwanego rolnikiem, więc takie rzeczy nie są jej straszne. Pytałam się jej czy to, że wychowywała się na wsi w większym stopniu przygotowało ją na bycie misjonarką i czego nauczyła się będąc nią przez tyle lat (21 lat w Kenii, 2 lata w Sudanie, 14 lat w lutym w Etiopii). Krany, nauczyła się naprawiać krany – sama. W Sudanie mieli bardzo dużą szkołe 1500-2000 dzieci, gdzie było dużo chińskich kranów, które bardzo często się psuły. Więc siostra zmuszona, sama nauczyła się naprawiać, a potem uczyła tego innych. Z żelazkiem było tak samo, jakaś część się przegrzała to siostra coś tam odkręciła, wymeniła, dokręciła i żelazko naprawione i tak praktycznie ze wszystkim. Jej brat dużo naprawiał, a ona jako mała dziewczynka ciekawa co jak jest zrobione, przyglądała się co jej starszy brat robi. Postać siostry Heleny naprawdę bardzo mnie intryguje, ma bardzo ścisły umysł, jest praktyczna, przy tym lubi jak jest czysto, dobrze piecze. Nawet jeśli jogurt jest miesiąc po terminie (tu jogurtów nie ma), a jest jednym ze składników do ciasta to i tak to ciasto wychodzi przepyszne. Umie robić na drutach i jak podkreśla na szydełku też umie (w czasie naszych długich podróży robi szaliki dla pracowników).

    Jest bardzo przedsiębiorcza, a przy tym bardzo szczodra to jeszcze dzieci ją bardzo lubią. Ciasto do pierogów też umie robić i je ugniatać, ale spokojnie idelana nie jest - pierogów lepić nie potrafi, ale na siostry szczęście ja i nasza cudowna kucharka Terefe potrafimy :). 

      Z tego wszystkiego co mi mówiła nie wywnioskowałam, że na misji jakieś warunki życia ją przeraziły, że było zbyt trudno na początku i musiała się do czegoś przyzwyczaić. Bardziej zrozumiałam to, że siostra na każdą trudność reagowała akcją, czegoś nie potrafi, a jest potrzebne, to się nauczy i jeszcze nauczy tego innych. Tak więc siostra na misji na pewno nauczyła się naprawiać krany i żelazka, z kolei ja potrafie już posprzątać siuśki źrebiątka - sama córka farmera potocznie w Polsce zwanego rolnikiem mnie tego nauczyła.




 

Popularne posty z tego bloga

20.03.2024

             Kobiety mają bardzo ciężki żywot w Dilla. Na naszej placówce pracują głównie kobiety. Siostry wolą je zatrudniać bo wiedzą, że zarobione przez nie pieniądze będą przeznaczone na utrzymanie domu i dzieci (mężczyźni są skłonni wydawać je na własne potrzeby). Nie chcę nikogo krzywdzić, może nie mam racji, ale z tego co słyszę i widzę to kobiety są matkami i ojcami w jednym. To one zajmują się domem, zarabiają na jego utrzymanie i jeszcze wychowują dzieci. W wielu domach nie ma ojca bo umarł bardzo młodo (bardzo często powodem śmierci było zażywanie narkotyku, tzw. czadu) albo odszedł do innej kobiety. Z kolei ci co są w domu, bardzo często nie czują za niego odpowiedzialności: ani za dom, ani za dzieci i żonę. Nie czują obowiązku utrzymania rodziny i zajmowania się dziećmi, mają pretensje, że kobieta prosi ich o pieniądze na jedzenie. Wielu z nich pije najtańszy alkohol i stosuje przemoc wobec żony. Nie wiem jak jest we wszystkich domach...

26.02.2024

       Już coraz bardziej zbliżam się do końca mojego pobytu w Dilla, pozostało mi jedynie sześć tygodni. Nie jest tu tak ciężko jak myślałam. Wydawało mi się, że będzie znacznie gorzej. Co prawda na początku wpadałam w panikę, że mam wszy albo inne pociechy na ciele, ale już mi przeszło. Robaków cały czas nie chciałabym mieć, ale jak widzę je u moich dzieci, to w nocy nie budzę się już z przerażenia, że coś po mnie chodzi. Nie boję się też tego, co przed wyjazdem najbardziej mnie stresowało, że sobie nie poradzę i będę bezużyteczna. Ze wszystkim sobie radzę, nawet bardzo dobrze bym powiedziała. Nigdy nikogo niczego nie uczyłam, a tutaj dzieci ode mnie bardzo szybko wszystko łapią i cieszę się, jak z dnia na dzień coraz lepiej sobie radzą z angielskim i matematyką. Jestem z nich dumna i mimo moich krzyków na moje aniołki, coraz bardziej się do nich przywiązuje. Panuje tu dość duża bieda, dzieci chodzą brudne, głodne i mają pasożyty na ciele, ale sama tego wszystkiego...

07.12.2023

  Nasza siostra Helena bardzo chciała pojechać do ambasady, aby świętować w listopadzie dzień odzyskania przez Polskę niepodległości. Do Etiopii przyjechałam trzeciego listopada, bankiet miał się odbyć szesnastego. Przez te dwa tygodnie koncepcje zmieniały się parę razy, wtedy to mnie jeszcze bawiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam, że tutaj nie ma co planować, bo zawsze i tak wyjdzie inaczej. Nie ma się co nastawiać, ani absolutnie denerwować, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo planu tutaj po prostu nie ma. Tak więc po paru dniach mojego pobytu w Dilla, dowiedziałyśmy się, że siostra wyjeżdża do innej placówki i niewiadomo na jak długo. Z wiązku z tym z wielkim smutkiem siostra stwierdziła, że chyba niestety nie pojedziemy do ambasady (ale po jej twarzy widziałam, że jeszcze się nie poddaje). Po paru dniach kiedy siostra wyjechała, dowiedziałyśmy się, że niedługo jednak do nas wraca. Tak jak przypuszczałam siostra miała nowy plan, pojedziemy ją odebrać do Gubre, a potem prosto...