Czytałam ostatnio Ewangelię według św. Mateusza, fragment o doczesnych troskach (Mt 6, 25-34). Było to niedługo po feeding center, gdzie widziałam około 400 bardzo głodnych dzieci. Czytając od razu powiedziałam do Pana Boga - teraz to już nic nie rozumiem Tato, jak to co do nas mówisz ma się do tego co się dzieje w Dilla.
W tym fragmencie Pan Jezus mówi nam o tym, żeby nie martwić się o dobra doczesne o jedzenie, o picie, o odzienie, nie martwić się na zaś tylko Jemu ufać, że On się wszystkim zajmie. Mamy się skupić na Nim, zabiegać o bogactwa w Nieba, a tu na ziemi nie rozpamiętywać przeszłości, ani nie przejmować się przyszłością, tylko starać się być dobrym tu i teraz (ale to ja tak to rozumiem, inni mogą to rozumieć inaczej, jesteśmy różni, przez co innego przeszliśmy i każdy z nas ma z Nim swoją niepowtarzalną relację). Tak więc w Polsce ten fragment rozumiałam i wielokrotnie przekonywałam się w swoim życiu, że jest on prawdziwy, że Pan Bóg nie kłamie. Po studiach nie miałam pracy, więc nie miałam też pieniędzy, ale dwa miesiące przed moim zatrudnieniem na naszym osiedlowym śmietniku ktoś zostawił cały worek ubrań. Ubrania były dokładnie w moim rozmiarze, wszystko praktycznie nowe, w moim stylu (a w tej kwestii jestem bardzo wybredna bo mam wysublimowany gust i bardzo ładnie się ubieram) no i wszystkie wykrzykujące - biuro. Więc wiedziałam, że będę pracowała w biurze, nie wiedziałam kiedy, ale że na pewno będzie to biuro. Dwa miesiące poźniej pracowałam w biurze. Po babci Brygidzie - kaszubce szybko kopię w ogródku i jestem bardzo oszczędna, więc nawet jeśli mam to nie lubie wydawać pieniędzy tam gdzie nie jest to konieczne, ale po babci Tosi jestem pindrusią i lubię się stroić. Miałam etap, że bardzo podobały mi się dzwony, ale że mam w czym chodzić to nie widziałam potrzeby, żeby sobie takie kupować. Przy któryś odwiedzinach dziadków, dziadek Andrzej do mnie podszedł ze spodniami i spytał się czy chce, bo babci ze staku przywiózł 20 lat temu, ale ona w ogóle nie nosiła, a jemu było szkoda wyrzucić, schował do szafy i tak trzymał, a teraz kolejny raz sprzątał i pomyślał, żeby mi je dać. Spodnie były w fasonie i odcieniu, który bardzo mi się podobał, więc uradowana miałam nowe dzwony w szafie. W którąś niedziele albo święto dużo komuś pomagałam, nie pamiętam już co to było, ale cały dzień byłam zalatana, a miałam bardzo dużą ochotę na ciasto, ale godzina za godziną, minuta za minutą i dzień mi miną. Wiedziałam, że następnego dnia sklepy też będą zamkniętę więc ciasta nie zrobię. Do domu wróciłam około 21, bardzo głodna i pewna, że będę musiała sama zrobić kolację. Kiedy weszłam stół był zastawiony, akurat sąsiadka nas odwiedziła, a rodzice zrobili przepyszne jedzenie, już wtedy prawie popłakałam się ze szczęścia, ale jak zjadłam mama mówi, że jeszcze pani Lodzia przyniosła moje ulubione ciasto w jej wykonaniu – szarlotke, była jeszcze ciepła! Nie zliczę ile razy Pan Bóg mnie pocieszał posługując się innymi ludźmi i w tych sytuacjach doskonale wiedziałam, że to było od Niego (w moim przypadku najczęściej posługuje się bezdomnymi, takimi których nie znam, wydaje mi się że najczęsciej wybiera to co niepozorne, może dlatego tak rzadko to widzimy). Olesia wczoraj opowiadała, że miała bardzo dużą ochotę na lody, ale wiadomo że tu o lodach ani widu ani słychu, więc może o nich sobie jedynie pomażyć. Po obiedzie już myślałyśmy, że zaczynamy sprzątanie, ale nagle siostra Anto wychodzi z jadalni, idzie w stronę kuchni i wraca z samorobnymi lodami (siostra Anto przepysznie gotuje, ma naprawdę ogromny talent, mówię jej, że jakby nie była siostrą zakonną, na pewno prowadziłaby swoją restaurację – chociaż tutaj prowadzi piekarnie, dzięki której my, przedszkole oraz pracownicy placówki mamy bardzo dobre bułki). Moja koleżanka, która chodzi na pielgrzymki również dostrzega tą opiekę. Jednego dnia w trakcie pielgrzymowania miała ochotę na pizzę i zimną colę, a gospodarze, którzy ją akurat przyjmujmowali nie zdążyli nic ugotować i zamówili jej wymarzone danie tego dnia, a na stole posatwili zimną colę. Takich przykładów jest naprawdę dużo. Dostajesz nie zawsze konkretnie to czego chcesz i w czasie, w którym tego pragniesz, ale naprawdę tą treść ewangelii mogłam przełożyć na swoje życie. Wiedziałam, że tak jest, Bóg daje mi wręcz w nadmiarze, a nawet czasem spełnia moje zachcianki takie jak te spodnie – gdzie w szafie mam 30 innych par, a tutaj? W Dilla jest zupełnie inaczej. Pomagałam w feeding center widziałam bardzo dużo głodnych i brudnych dzieci, jak te słowa zrozumieć w tym miejscu. Tak więc zaczęłam gdybać i zadawać pytania. U pracownków naszej placówki jestem w stanie to zauważyć, szczególnie wtedy jak więcej czasu spędzam z siostrą Heleną, widzę jak Pan Bóg przez nią działa. Ktoś przychodzi głodny daje mu jeść, ktoś nie ma ubrań załatwia ubrania, kogoś dom jest w złym stanie, załatwia materiały, żeby dom był bardziej zadbany. Moja kochana Meheret (taka etiopska wersja mnie, ja jestem polską wersją Meheret) w trakcie jak pielimy w ogródku – mówi to samo. Nie miała pracy, Bóg dał jej prace, nie miała ubrań, ubrania dostała, nie miała wykształcenia, teraz w weekendy studiuje, nawet jako 6-latka pamięta sytuację kiedy widziała bliźniaków i pomyślała wtedy, że też jak będzie duża chciałaby mieć, teraz jest mamą 3-letnich bliźniaków. Poza ostatnim wszystko dostała za pośrednictwem siostry Heleny, ale sama przyznała, że to Pan Bóg rozmawia z siostrą, siostra z nim, a Meheret rozmawia z Bogiem. Widzę to ilu ludziom się tu pomaga, 400 dzieci dostaje raz dziennie jedzenie, 100 najbardziej niedożywionych ludzi w Dilla i okolicy dostaje raz w tygodniu 3 kg faffy (mąka z dodatkiem witamin i minerałów) na osobę, niektórzy otrzymują możliwość nauki i wiele innych. Wszystko zależy od ilości i szczodrości darczyńców.
Widać tu dobro, że tymi ludźmi których tu spotykam Bóg się opiekuje, ale cały czas się zastanawiam co z innymi. W jaki sposób się wszystkimi opiekuje skoro tyle ludzi umiera z głodu. Nie umiem tego wytłumaczyć słowami, ale myślałam o tym dużo i wciąż moim rozumem tego nie rozumiem, ale duszą już tak (często tak mam, że czegoś nie rozumiem w Piśmie Świętym, ale rozumienie zastępuję tym, że ufam, że to co jest tam napisane jest dobre i przede wszystkim prawdziwe, wtedy zaczynam czuć spokój a po jakimś czasie krótszym lub dłuższym nagle zaczynam rozumieć). Więc jeszcze nie potrafię po ludzku wytłumaczyć tych słów Pana Jezusa w kontekście najbardziej ubogich ludzi, którzy faktycznie umierają z głodu, ale czuję w środku, że są prawdziwe. On naprawdę się zawsze nami wszystkimi opiekuje, a nam wszystkim pozostaje starać się być dobrym tu i teraz.