Przejdź do głównej zawartości

11.12.2023



    W tym tygodniu poza spotkaniem z ambasadorem, z Meheret uciekłyśmy trzy razy z ogrodu, żeby poprzymierzać sukienki. Niechcący trzy razy. Poszłybyśmy tylko raz, ale pierwszego dnia nie miałam ze sobą telefonu (a wiadomo chciałyśmy porobić sobie zdjęcia), drugiego razu pani od sklepu wracała już do domu, na szczęście za trzecim razem udało nam się uwiecznić nasz dowód zbrodni. Któregoś dnia tak jak zawsze, z Meheret czyściłyśmy grządki, nagle moja towarzyszka zaczęła opowiadać, że dzisiaj w Dilla jest święto regionalne i że w sklepie przy klinice znajdują się typowe dla tego regionu sukienki. Nawet nie wiedziałam, że na terenie naszej placówki jest jakiś sklep, ale jak spojrzałam w błyszczące oczy Meheret to coś czułam, że zaraz nawet się dowiem jak wygląda tenże butik od środka. Tak więc już po chwili sprintem biegłyśmy w jego stronę, niespostrzeżone prawie przez nikogo. Sklep był zamknięty, ale pani która jest za niego odpowiedzialna, też obsługuję tutejszą a la kawiarnio-jadalnie, dzięki czemu po chwili miałyśmy do niego już klucz. Byłyśmy tam dosłownie chwilę, w tym czasie zdążyłam przymierzyć dwie sukienki i uzyskać czteroosobową widownie (z naszą kochana Mamasenkę włącznie). Wszyscy byli zachwyceni, poza osobą, która miała decydujące zdanie – mną. Sukienki nie kupiłam ani tym razem, ani kolejnym kiedy już Meheret dołączyła się do przymierzania. Po rewi mody moja wspólniczka zbrodni powiedziała coś do pani odpowiedzialnej za sklep, ta się spojrzała na mnie, ja się uśmiechnęłam, pani spojrzała znowu na Meheret, ta coś jej znowu powiedziała i wszyscy ze mną włącznie zaczęli się śmiać, ja jako jedyna nie wiedziałam tylko z czego, ale jak wszyscy to wszyscy. To nie pierwszy raz kiedy dostosowuję się do swojego otoczenia, nie mając pojęcia o co w danym momencie chodzi. Naszą ulubioną zabawą z Meheret jest udawanie przed ludźmi, że umiem mówić w języku amarik. Jak ktoś zbliża się na wysokość miejsca, w którym aktualnie pracujemy, Meheret na mnie patrzy i mówi, najpierw imię danej osoby, a potem nie mam pojęcia co, ale dumnie i z pewnością w głosie wszystko powtarzam. Niedokładnie to samo bo mam ciut inny akcent, ale aktorsko prowadzę dialog nie mając pojęcia o czym on jest. Na początku ludzie się śmiali jak widzieli mnie pracującą w ogrodzie i to jak brudna po nim wracałam, ale teraz jakoś przestali. Pewnie dlatego, że imponuje im mój płynny amarik. 

    W momencie kiedy tak sobie biegłyśmy z Meheret jak dwie szalone rusałki, śmiejąc się bardzo głośno, czułam ogromne szczęście. Pomyślałam sobie wtedy, że tak daleko od domu poznałam swoją bratnią duszę. Meheret jest etiopską wersją mnie, a ja polską wersją Meheret, różni nas jedynie mój miejscami zły akcent w języku amarik ;) 



Popularne posty z tego bloga

20.03.2024

             Kobiety mają bardzo ciężki żywot w Dilla. Na naszej placówce pracują głównie kobiety. Siostry wolą je zatrudniać bo wiedzą, że zarobione przez nie pieniądze będą przeznaczone na utrzymanie domu i dzieci (mężczyźni są skłonni wydawać je na własne potrzeby). Nie chcę nikogo krzywdzić, może nie mam racji, ale z tego co słyszę i widzę to kobiety są matkami i ojcami w jednym. To one zajmują się domem, zarabiają na jego utrzymanie i jeszcze wychowują dzieci. W wielu domach nie ma ojca bo umarł bardzo młodo (bardzo często powodem śmierci było zażywanie narkotyku, tzw. czadu) albo odszedł do innej kobiety. Z kolei ci co są w domu, bardzo często nie czują za niego odpowiedzialności: ani za dom, ani za dzieci i żonę. Nie czują obowiązku utrzymania rodziny i zajmowania się dziećmi, mają pretensje, że kobieta prosi ich o pieniądze na jedzenie. Wielu z nich pije najtańszy alkohol i stosuje przemoc wobec żony. Nie wiem jak jest we wszystkich domach...

26.02.2024

       Już coraz bardziej zbliżam się do końca mojego pobytu w Dilla, pozostało mi jedynie sześć tygodni. Nie jest tu tak ciężko jak myślałam. Wydawało mi się, że będzie znacznie gorzej. Co prawda na początku wpadałam w panikę, że mam wszy albo inne pociechy na ciele, ale już mi przeszło. Robaków cały czas nie chciałabym mieć, ale jak widzę je u moich dzieci, to w nocy nie budzę się już z przerażenia, że coś po mnie chodzi. Nie boję się też tego, co przed wyjazdem najbardziej mnie stresowało, że sobie nie poradzę i będę bezużyteczna. Ze wszystkim sobie radzę, nawet bardzo dobrze bym powiedziała. Nigdy nikogo niczego nie uczyłam, a tutaj dzieci ode mnie bardzo szybko wszystko łapią i cieszę się, jak z dnia na dzień coraz lepiej sobie radzą z angielskim i matematyką. Jestem z nich dumna i mimo moich krzyków na moje aniołki, coraz bardziej się do nich przywiązuje. Panuje tu dość duża bieda, dzieci chodzą brudne, głodne i mają pasożyty na ciele, ale sama tego wszystkiego...

07.12.2023

  Nasza siostra Helena bardzo chciała pojechać do ambasady, aby świętować w listopadzie dzień odzyskania przez Polskę niepodległości. Do Etiopii przyjechałam trzeciego listopada, bankiet miał się odbyć szesnastego. Przez te dwa tygodnie koncepcje zmieniały się parę razy, wtedy to mnie jeszcze bawiło, ale teraz już się przyzwyczaiłam, że tutaj nie ma co planować, bo zawsze i tak wyjdzie inaczej. Nie ma się co nastawiać, ani absolutnie denerwować, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo planu tutaj po prostu nie ma. Tak więc po paru dniach mojego pobytu w Dilla, dowiedziałyśmy się, że siostra wyjeżdża do innej placówki i niewiadomo na jak długo. Z wiązku z tym z wielkim smutkiem siostra stwierdziła, że chyba niestety nie pojedziemy do ambasady (ale po jej twarzy widziałam, że jeszcze się nie poddaje). Po paru dniach kiedy siostra wyjechała, dowiedziałyśmy się, że niedługo jednak do nas wraca. Tak jak przypuszczałam siostra miała nowy plan, pojedziemy ją odebrać do Gubre, a potem prosto...