W tym tygodniu poza spotkaniem z ambasadorem, z Meheret uciekłyśmy trzy razy z ogrodu, żeby poprzymierzać sukienki. Niechcący trzy razy. Poszłybyśmy tylko raz, ale pierwszego dnia nie miałam ze sobą telefonu (a wiadomo chciałyśmy porobić sobie zdjęcia), drugiego razu pani od sklepu wracała już do domu, na szczęście za trzecim razem udało nam się uwiecznić nasz dowód zbrodni. Któregoś dnia tak jak zawsze, z Meheret czyściłyśmy grządki, nagle moja towarzyszka zaczęła opowiadać, że dzisiaj w Dilla jest święto regionalne i że w sklepie przy klinice znajdują się typowe dla tego regionu sukienki. Nawet nie wiedziałam, że na terenie naszej placówki jest jakiś sklep, ale jak spojrzałam w błyszczące oczy Meheret to coś czułam, że zaraz nawet się dowiem jak wygląda tenże butik od środka. Tak więc już po chwili sprintem biegłyśmy w jego stronę, niespostrzeżone prawie przez nikogo. Sklep był zamknięty, ale pani która jest za niego odpowiedzialna, też obsługuję tutejszą a la kawiarnio-jadalnie, dzięki czemu po chwili miałyśmy do niego już klucz. Byłyśmy tam dosłownie chwilę, w tym czasie zdążyłam przymierzyć dwie sukienki i uzyskać czteroosobową widownie (z naszą kochana Mamasenkę włącznie). Wszyscy byli zachwyceni, poza osobą, która miała decydujące zdanie – mną. Sukienki nie kupiłam ani tym razem, ani kolejnym kiedy już Meheret dołączyła się do przymierzania. Po rewi mody moja wspólniczka zbrodni powiedziała coś do pani odpowiedzialnej za sklep, ta się spojrzała na mnie, ja się uśmiechnęłam, pani spojrzała znowu na Meheret, ta coś jej znowu powiedziała i wszyscy ze mną włącznie zaczęli się śmiać, ja jako jedyna nie wiedziałam tylko z czego, ale jak wszyscy to wszyscy. To nie pierwszy raz kiedy dostosowuję się do swojego otoczenia, nie mając pojęcia o co w danym momencie chodzi. Naszą ulubioną zabawą z Meheret jest udawanie przed ludźmi, że umiem mówić w języku amarik. Jak ktoś zbliża się na wysokość miejsca, w którym aktualnie pracujemy, Meheret na mnie patrzy i mówi, najpierw imię danej osoby, a potem nie mam pojęcia co, ale dumnie i z pewnością w głosie wszystko powtarzam. Niedokładnie to samo bo mam ciut inny akcent, ale aktorsko prowadzę dialog nie mając pojęcia o czym on jest. Na początku ludzie się śmiali jak widzieli mnie pracującą w ogrodzie i to jak brudna po nim wracałam, ale teraz jakoś przestali. Pewnie dlatego, że imponuje im mój płynny amarik.
W momencie kiedy tak sobie biegłyśmy z Meheret jak dwie szalone rusałki, śmiejąc się bardzo głośno, czułam ogromne szczęście. Pomyślałam sobie wtedy, że tak daleko od domu poznałam swoją bratnią duszę. Meheret jest etiopską wersją mnie, a ja polską wersją Meheret, różni nas jedynie mój miejscami zły akcent w języku amarik ;)